Żar Tropików – FC Lions 9:1
Z siłą wodospadu !!

30.10.2008 zagraliśmy w piątej kolejce ligowej przeciwko FC Lions. Zespół ten, podobnie jak my, w poprzednim sezonie grał w lidze sześcioosobowej przy ulicy Lotniczej, gdzie występowali jednak pod nazwą FC Faworyci, a w swych poprzednich dwóch meczach nie zdołał zdobyć żadnego punktu, ani bramki, przegrywając odpowiednio 0:2 i 0:12. Nie dziwi zatem fakt, iż nasz zespół podszedł do meczu z dużym optymizmem i nadzieją na „konkretne” zwycięstwo
. Dodatkowym handi-capem dla nas był fakt, iż przeciwnik pojawił się w niepełnym składzie i całe spotkanie grał w polu jednym zawodnikiem mniej. Ale oczywiście to nie nasz problem
Chcąc pokazać przeciwnikowi, że mimo osłabienia go nie lekceważymy, trzeba było mu strzelić jak najwięcej bramek :D W naszym zespole mieliśmy 4 zmiany, więc oczywistym był fakt, iż przeciwnika trzeba zabiegać i wymęczyć, tak by oddychał rękawami. I tak próbowaliśmy grać, staraliśmy się dużo biegać i wciągać rywala na naszą połowę. Jeszcze w pierwszej połowie przeciwnicy grali na ambicji i dużo biegali, ile mieli sił. Mimo tego stwarzaliśmy sporo sytuacji podbramkowych, oddawaliśmy sporo strzałów, jednak najbardziej brakowało ostatniego podania po udanie skonstruowanych atakach. Jednak dość szybko dwójkową akcję przeprowadził Ahmed z Jarkiem i ten drugi, mimo ostrego kąta i lepiej ustawionego Ahmeda zdecydował się na strzał z ostrego kąta i piłka wylądowała w długim rogu bramkarza. Kilka minut potem na 2:0 podwyższył Miara i zrobiło się już zupełnie spokojnie i luźno. Tuż przed końcem pierwszej połowy mogła paść bramka meczu, po podaniu przez całe boisko niemalże, strzał w stylu karate z pół obrotu oddał Bolo, jednak gdy piłka minęła już pięknym lobem bramkarza, trafiła niestety w poprzeczkę. Graliśmy całkiem fajnie, więc założenie na drugą połowę było tylko takie, by więcej jeszcze biegać i przede wszystkim bardziej rozciągnąć grę na skrzydła, by zdekompletowany i zmęczony rywal musiał biegać jeszcze więcej :) I tak właśnie zrobiliśmy, częściej piłka była rzucana na skrzydła i tak rozciągaliśmy przeciwnika. Kolejne bramki padały już łatwiej, piłka chodziła dokładniej, nie spieszyliśmy się, staraliśmy się grać dokładne piłki na pewnych partnerów. Dwie kolejne bramki strzelił Ahmed, po dwóch kapitalnych asystach naszego wspaniałego szpilmachera, czyli Miary
Najpierw wyprowadził kontrę i wypuścił Ahmeda sam na sam z bramkarzem, który wyczekał aż bramkarz się położy i puścił mu piłkę pod pachą, a chwilę potem Miara pięknie minął obrońcę i mocno wstrzelił piłkę wzdłuż bramki, gdzie akcję zamykał Ahmed, który nie miał problemów z dopełnieniem formalności, mimo rozpaczliwej próby obrony przez bramkarza. W ten sposób właściwie padły nasze bramki w tym meczu, dokładnie rozprowadzone akcje i właściwie strzały z czystej pozycji, czy też do pustej bramki. Dwie bramki dorzucił Jarek Polak, w tym jedna po pięknym strzale głową i jeszcze piękniejszym dośrodkowaniu w wykonaniu chyba Bobo :) Bobo także dołożył swoje gole (X2), Wajha także ukół, choć miał jeszcze piękną okazję gdy strzelał głową po ładnej akcji, ale nie wpadło. Mocno z półwoleja w swoim stylu grzmotnął Marek, który wrócił do zespołu po zdanym egzaminie (LEP)
, jednakże strzał zatrzymał się na poprzeczce :D Cieszy także fakt, że bramkę strzelił powracający po skomplikowanym złamaniu ręki Kaiser
Uzbrojony od stóp do głów, z nową polisą na życie, Kaiser z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam
Jak za starych dobrych czasów. Formę więc mamy całkiem, całkiem co niewątpliwie cieszy. Bramkę kontaktową strzelił rywalko kuriozalnej pomyłce Pawła i Wajhy, gdy obaj właściwie minęli się z kozłującą piłką, dopadł do niej rywal i umieścił ją w siatce. Aczkolwiek działo się to przy stanie 0:6, więc nic się nie stało na dobrą sprawę. Tym razem Paweł troszkę się nudził w bramce, w przeciwieństwie do poprzednich meczów, gdzie w każdym z nich był czołową postacią. Tym razem właściwie wyłapywał dośrodkowania i bronił strzały z dystansu, choć miał i jedną sytuację sam na sam, ale jak zwykle wybronił 