Żar Tropików - Wings 3:2
Do przerwy 0:1, czyli skuteczność jak po "tropikalnej"chorobie 
04-08-2008, na ten dzień wyznaczono nam mecz trzeciej kolejki, a naszym rywalem był zespół Wings, dawniej znany jako PWC, z którym w przeszłości mierzyliśmy się dwukrotnie. Najpierw w sezonie halowym 3 lata temu, ulegliśmy 0:2 (zmarnowaliśmy w tym spotkaniu 3(sic!) przedłużane karne) a następnie w sezonie jesiennym na trawie ulegliśmy wyraźnie 2:5. Była więc szansa na rewanż i szansę tę wykorzystaliśmy, aczkolwiek wynik sugeruje wyrównany mecz. Otóż nic bardziej mylnego
Mimo, że zagraliśmy w osłabieniu, bez Listonosza i Marka, to chyba naprawdę w żadnym innym spotkaniu nie dochodziliśmy tak łatwo do sytuacji podbramkowych i strzeleckich. Mimo tego mecz miał niecodzienny przebieg. Jako, że zdominowaliśmy środek boiska, zawodnicy Wings szukali długimi podaniami swego napastnika Czarnika. I gdy budowaliśmy zamek na połowie Wings'a, nastąpiła strata, a za nią poszła długa piłka na Czarnika, który spokojnie w sytuacji sam na sam pokonał Pawła. A chwilę wcześniej piłkę na lewym skrzydle dostał Ahmed, który, zmylił zwodem na lewą stronę obrońcę i mimo, że mógł podciągnąć kilka metrów za szybko zdecydował się na strzał z lewej nogi, ale źle trafił w piłkę i skończyło się na strachu. Jeszcze w pierwszej połowie Mirek mógł utrzelić hat-tricka, ale najpierw przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem, potem po dośrodkowaniu Ahmeda, kopnął kolanem(!) nad właściwie już pustą bramką, bo bramkarz już leżał, następnie po wstrzeleniu przez Kaisera w pole karne, Mirek znalazł się 4 metry od bramki i mógł kopnąć gdzie chciał, ale kopnął akurat w bramkarza, który akurat sobie stał w środku bramki
Listonosz strzelał obok bramki, Marek kropnął potężnie z lewj nogi obok dalszego słupka. Pod sam koniec połowy, Jarek przy lini bocznej przerzucił piłkę nad obrońcą i w pełnym biegu dośrodkował nad bramkarzem, akcję zamykał Ahmed, ale, że było to zagranie na strzał z zerowego kąta właściwie i wstylu karate, piłka trafiła dokładnie w spojenie :/ W tej połowie Wings właściwie nie miał nic do powiedzenia, częściej ich zawodnicy kłócili się o zmiany i niedokładne podania
I byli zmuszeni do gry długimi piłkami, ale z tym sobie bez problemów radziliśmy i uruchamialiśmy kontry, które tego dnia naprawdę fajnie nam wychodziły. Bez cienia przesady napiszę, że po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić różnicą czterech bramek i to na luzie, a tu na początku drugiej połowy szok
Wstrzelna piłka w pole karne naszego zespołu, zamieszanie, strzał po długim rogu i 0:2 !
Tego kompletnie nikt się nie spodziewał, w sumie najbardziej to chyba sam rywal
Na szczęscie zespół zareagował tak jak powinien, parę mocnych słów, mobilizacja i do przodu
W końcu musiało coś wpaść i ... wpadło za chwilę. Z prawej strony na wysokości pola karnego piłkę dostał Mirek, który potężnie uderzył na bliższy słupek bramkarza, a tam piłka po rękach bramkarza wpadła do bramki i wyszła w pole, gdyż siatki były źle założone. Rywal chwilę protestował, że bramkarz wybił niby na róg. Dobrze, że sędzia miał odmienne zdanie i nie dał sie przekonać
Pięć minut potem było już 2:2, zagranie z rożnego Mirka trafia na środek pola karnego, gdzie z 5 metrów Mateusz Szewczyk dostawia tylko nogę i jest bramka
Rywale grali z kontry teraz i chyba bardziej chcieliśmy ten mecz wygrać, z przodu ich napastik sam niewiele mógł zrobić, nie miał wsparcia, nawet jak kiwnął jednegi i drugiego zawodnika, to świetnie asekurowaliśmy
Swietny mecz także rozgrywał bramkarz Wings, gdyby nie on, mecz byłby szybciutko rozstrzygnięty. No ale niestety dla Wings, tuż przed końcem meczu nie popisał się ich obrońca i bramkarz właśnie
Ruszyli na naszą bramkę wszyscy poza jednym obrońcą, stracili piłkę, a my zagraliśmy długą piłkę na połowę pola karnego przeciwników w okolice kornera. Do piłki wystartował Krzychu, który znalazł się przy piłce przed obrońcą. I tu nastąpiła seria niefortunnuch zdarzeń, obrońca Wings przy interwencji się poślizgnął, a piłka znalazła się dokładnie w miejscu bicia rzutu rożnego, wtedy niepotrzebnie włączył się do akcji ich bramkarz, a mianowicie ruszył on do Krzycha, który końcem prawej nogi, jej wewnętrzną częscią(!) kopnął ją w kierunku bramki, ta jakimś cudem przeszła chyba pod nogami bramkarza i turlając się po lini bramkowej odbiła się od słupka i wpadła do bramki
Sam Krzychu nie wiedział jak to wpadło, a więc zwycięstwo niby szczęsliwe, ale zdecydowanie zasłużone i zdecydowanie za niskie 
"Do przerwy 0:1" - pamiętacie? 
