Żar Tropików - Gefco 5:0
Lekko, łatwo i przyjemnie
04-03-2008 - Dwa dni po meczu z Interamem, graliśmy z zespołem "Paranoicy", który jednak po serii dwóch spotkań, zmienił nazwę na Gefco.
Przed samym meczem mocno padało i widocznych było kilka kałuż, było także ślisko, jednak warunki były takie same dla obu zespołów. Od początku nasz zepół miał przewagę grając na swej ulubionej "jedynce". I mimo, że było ślisko, to udawało nam się ładnie grać z klepki, jednak tej płynności starczało tylko do pola karnego, i trudno było się wbić w obronę na pełnej szybkości w takich warunkach. Mimo wyraźnej przewagi, efektu bramkowego nie było przez pierwsze 12-15 minut, mimo, że sytuacje były przednie. Raz Marek Śrama popędził lewą stroną boiska i na pełnej prędkości dostał podanie, nie zastanawiając się huknął z pierwszej piłki zza pola karnego, a piłka minimalnie minęła dalszy słupek. Z dystansu strzelał Maciej Rutkowski, jednak dobry metr nad bramką. W końcu także Łukasz Barcikowski stanął oko w oko z bramkarzem po podaniu Jakuba Zybury, jednak z lewej strony pola karnego trafił w kładącego się już bramkarza
No ale nadeszło przełamanie i udokumentowanie naszej przewagi bramką, w czym pomogła wredna matka natura
Otóż bramkarz rywali wyszedł z piłką poza pole karne z prawej strony przy lini bocznej boiska (po kiego grzyba?) i próbował zagrać na środek boiska do swego partnera, jednak naciskany przez jednego z naszych napastników, poślizgnął się na tej śliskiej murawie i wyłożył piłkę będącemu w środkowej części boiska Mateuszowi. "Wajcha" tylko na to czekał, przyjął piłkę, podciągnął 2-3 metry i uderzył na pustą bramkę. Piłka uderzyła jeszcze delikatnie w słupek na wysokości okienka i wpadła do siatki. Od tego momentu gra zaczęła nam się jeszcze lepiej układać, graliśmy na większym luzie i bardzo fajnie wyglądała nasza gra z pierwszej piłki. Szybko przechodziliśmy do ataku i stwarzaliśmy sporo zagrożenia pod bramką rywali. Jednak pierwsza połowa, zakończyła się tylko jednobramkowym prowadzeniem. Rywale właściwie nam nie zagrozili, dochodzili właściwie tylko do naszego pola karnego.
Druga połowa to popis Mirka Klekowskiego, "Masacra" w tym meczu przejawiał wielką chęć do gry i nawet sporo biegał
Mirek ustrzelił w drugiej połowie klasycznego hat-tricka. Najpierw po ładnej akcji zespołu, nasz zawodnik oddał strzał, który bramkarz rywali "wypluł" przed siebie, a tam już czekał Mirek, który wpakował piłkę do siatki. Chwilę później, nasz zawodnik został powalony przed polem karnym, a, że rywale jakoś nie przejawiali ochoty w postawieniu muru (stały bodaj dwie osoby), to Mirek wziął zamach i kopnął potężnie, to był prawdziwy pocisk
Piłka poleciała obok muru i odbijając się od poprzeczki wpadła w samo okienko, nie było co zbierać, a bramkarz nawet nie zareagował
Piękna bramka. Nasz zespół dalej dominował, znowu ładnie rozegraliśmy piłkę z klepki, poszło dośrodkowanie po ziemi z narożnika boiska, gdzie już przy długim słupku czekał na nią Marek. Ale nagle znikąd pojawił się Mirek, który uprzedzając obrońcę (i pełnego nadziei Marka
) wpakował piłkę trzeci raz do siatki. Po chwili "Bobo" świetnie wypuścił "Ahmeda" prostopadłym podaniem, jednak ten chciał strzelić z pierwszej piłki prostym podbiciem zza pola karnego. Niestety wyszedł z tego "damski strzał" i skończyło się na strachu dla rywali. Jednak po chwili "Ahmed" się zrehabilitował. Bo oto Mateusz Miara zabrał piłkę ostatniemu obrońcy i pociągnął na bramkę, a tam uwikłał się w drybling z bramkarzem. Ale lewym skrzydłem pobiegł właśnie "Ahmed", a prawym włączył się "Kaiser". I tak Miara odegrał przytomnie przed pole karne do "Ahmeda", w bramce był tylko obrońca, ten strzelił z lewej nogi z półwoleja, ale piłka zeszła mu z nogi i spadło prosto pod nogi "Kaisera", co prawda, troszkę ta piłka tam się zaplątała, ale w końcu "Kaiser" pokonał piłkę i strzelił do pustej bramki 
Dominacja naszego zespołu nie podlegała dyskusji i mecz powinien być wygrany bardziej okazale, ale nie ma co narzekać, gdyż póki co, jest dobrze 